Wszystko zaczęło się bardzo przypadkowo. W środę, dosłownie na chwilkę wpadłem do sopockiej Plaży Piratów, aby posłuchać Kamila Badziocha w repertuarze jesienno-poetycko-bazunowym. Ciepło buchające z kozy, przygaszone światełko, gorący grog i muzyka sącząca się niezbyt nachalnie - wszystko to stwarzało bardzo przyjemny, kameralny klimat.
Już mieliśmy wychodzić (niestety - obowiązki), gdy Adaś zapytał, czy ktoś przepłynąłby się z nim następnego dnia z Helu na Górki Zachodnie. Do przeprowadzenia był jachcik, który od dwóch tygodni stacjonował na półwyspie z powodu ostatnich sztormów. Raz się żyje - takich okazji nie wolno tracić :) Jeden telefon do szefa w pracy, aby upewnić się, czy mogę wziąć urlop i już byliśmy umówieni. Na załoganta zgłosiła się również Tuśka :)
O 10 rano w czwartek spotkaliśmy się na Dworcu Głównym w Gdyni. W ponad dwugodzinnej podróży na Hel pogaworzyliśmy sobie nieco i lepiej się poznaliśmy. Wreszcie około 13 zaokrentowaliśmy się na "Telpherze" (model: Chochlik 3). Pogoda była słoneczna, wiatr w granicach 4 stopni, morze spokojne - słowem wymarzony dzień na przejście po zatoce :) Tak więc szybko włożyliśmy ciepłe ciuchy, czapki, sztormiaki, zaparzyliśmy gorącą herbatkę w termosie i żegnaj stary porcie... ;)
O tej porze roku zatoka jest już raczej pusta, ale jakże piękna. Zimny wiatr wiejący w twarz, morska woda bryzgająca znad burt, pełne żagle, słońce. Po prostu cudownie. Nie trzeba słów - w milczeniu kontemplowaliśmy chwile i podziwialiśmy widoki. Byliśmy jedynym żaglem w okolicy. W bezpiecznej odległości mijaliśmy tylko masowce i kontenerowce.
Z powodu wiatru nie mogliśmy odłożyć się bezpośrednio na Górki. Tak więc około 15 znaleźliśmy się na wysokości Sopotu i dopiero tam obraliśmy kurs na docelowy port. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi rzucając refleksy na zmarszczoną wodę. W oddali majaczyły kontury kominów i dźwigów, my tymczasem mijaliśmy samotne boje oznaczające farwater portu północnego. Lekko zmarznięci, ze smakiem popijaliśmy gorącą herbatkę z termosu :)
Wreszcie koło 17 wpłynęliśmy na wody Wisły śmiałej by po paru chwilach zawinąć do Górek Zachodnich. Eh... to był krótki rejs, ale te kilka zaledwie godzin oderwania od codzienności dało tak wiele. Listopadowe przejście po zatoce to była naprawdę wielka frajda.
|